Było słoneczno-deszczowe lato. Robiłam właśnie posiłek w swojej ulubionej gofrownicy ze zdjęciem Dolores Umbridge bijącą młotkiem Filcha. Przez okno wleciała gnomowato podobna istota z listem. Zawiadamiał on o konkursie ,,Patelnia miesiąca", wygrać można było diamentową patelnie z rączką wysadzaną różnymi kamieniami szlachetnymi. Konkurs odbywał się przy ulicy Genowefy Szablozębnej 1. Natychmiast wyszłam z mieszkania, biegnąc niczym mały, rozjuszony i rządny krwi pies. Wbiegłam do Biedry gdzie Justyna kupowała właśnie gazetę. Podbiegłam do niej wrzeszcząc ,,KONKURS, DIAMENTOWA PATELNIA, GENOWEFA SZABLOZĘBNA JEDDEEEEEEEEN" w tym momencie Justyna trzasnęła mnie gazetą po głowie, wściekła że ją starsze. Potem doszło do niej co powiedziałam więc wytłumaczyłam jej na spokojnie o co chodzi. Zdecydowaliśmy że bierzemy udział. Tak więc udałyśmy się na konkurs. Pierwszym zadaniem był quiz, drugim zawody w gotowaniu. Trzecie zadanie polegało na trzaśnięciu rzeźby patelnią tak, żeby się rozpadła. Zawodnik jeden - nie przeszedł. Zawodnik dwa - nie przeszedł. Zawodniczka trzy - nie przeszła. Justyna - pomnik poleciał w pył. Ja - pomnik zniszczony. Więc przeszłam ja i Justa. Czwarte, ostatnie zadanie było łatwe. Trzeba było przebiec 2 kilometry, z rzeczami kuchennymi. Justyna wybrała mikser, a ja - swoją gofrownice ze zdjęciem różowej idolki. Biegłyśmy - widziałyśmy już mete gdy nagle przewróciłam się o psa, złamałam kostke i spadłam twarzą na gofrownice. I dlatego oto jestem niedość, że różowa to jeszcze nieżywa.
